Piątek: 3.45 pobudka. 4.00 śniadanko, 4.10 ubieram się ciepło, 4.20 wsiadamy do auta, 5.00 jesteśmy na lotnisku, 5.10 buziaki dla Taty i Jakubka, 5.30 lecimy!!! Uwielbiam latać samolotem. Mama się dziwi, że cały lot nie śpię. No kto by chciał przespać takie widoki! Znowu jestem z mamą w Warszawie! Ale tu śniegu!! Jedziemy do szpitala na kontrolę. Trochę dłużyło mi się w tej poczekalni. Pani doktor miła. Pouśmiechałem się trochę do niej. Bardzo się cieszyła i pozwoliła mi od razu wracać do domu!!
Ale najpierw odwiedziliśmy ciocię Alinę i wujka Andrzeja. Mają taki domek niedaleko od szpitala. I prawdziwego Garfielda! Mój pierwszy kot w życiu! Z wujkami dobrze się rozumieliśmy. Może mnie nawet odwiedzą we Wrocławiu. Wtedy poznają też Jakubka. Ale on już naprawdę przegapił. Ja zdążyłem lecieć 3 razy samolotem i wujków widziałem już dwa razy. A on co? Domator taki.
Po obiedzie wracamy. Najgorszy to był ten pociąg. Najpierw mi było wesoło, potem smutno, potem nudno, potem znowu wesoło, potem zaczepiałem taką panią, potem się zdenerwowałem że tak jasno i nie można spać, potem znowu mi się znudziło. Mama miała całkiem niewyraźną minę. Przecież mogła się zdrzemnąć jak była zmęczona, a nie cały czas na mnie patrzeć... ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz