1) Uczyliśmy się języka arabskiego. Nasze możliwości komunikacyjne znacznie się zwiększyły.
2) Degustowaliśmy lokalne potrawy - piasek, piasek, piasek, czasem na przekąskę trawę, a na popitkę wodę z basenu....
Na szczęście mama wysłała faxem nasze menu do hotelu. Na życzenie dostępny był szwedzki stół, tj. butle do wyboru - z mlekiem, kaszką lub zupką. Oczywiście samoobsługa :)
3) Ubieraliśmy się modnie i stosownie do pogody.
4) Spędzaliśmy dużo czasu relaksując się w prywatnym spa - w wersji słonecznej i zadaszonej.
5) Zwiedzaliśmy okolice naszym super terenowym 4x4. Sprawdził się doskonale - nie straszny mu był piasek ani szutr...
...ani nawet tunezyjskie krawężniki. Giga!
Dodam tylko, że nasz pojazd to wersja super lux (sypialna w dowolnym momencie).
Najciekawsza jednak była przejażdżka wynajętym wiatrolotem, w którym ktoś zapomniał zamontować drzwi. Tato z mamą przywiązali nas do siebie chustami, żeby nas nie zwiało. Niezapomniane wrażenia, polecamy!!
6) Na początku z pewną nieśmiałością, ale potem z pełnym zaangażowaniem oddawaliśmy się urokom arabskich negocjacji handlowych. Nasz namiot plażowy zrobił furorę i został zamieniony na znacznie ciekawsze rzeczy. Po prostu nasz urok wszystkich zniewalał i dlatego negocjacje szły tak gładko! ;)
7) Mieliśmy doskonałe możliwości do prowadzenia licznych obserwacji. Tunezja to zadziwiający kraj...
8) Naprawdę bawiliśmy się świetnie!! Mieliśmy doskonałe towarzystwo - mamę, tatę, Moniczkę, Artura, Anię, Adasia i Szymka. Z nimi zawsze jest wesoło!
P.S.
A nasza mama wcale nie jest szalona, jak niektórzy myślą Po prostu zamiast do Lądka Zdroju wyskoczyliśmy do Tunezji. Tak wyszło i nam to pasuje!! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz