Koniec roku zobowiązuje. Aby go dobrze podsumować zrobiliśmy taki krótki świato-przegląd. Jakieś 3600km w poziomie i 3200m w pionie w dwa tygodnie. To znaczy najpierw pojechaliśmy na południe. Na taką wysoką włoską górę, taką ze śniegiem, sankami i pizzami z oliwkami. Potem dla odmiany pojechaliśmy na północ - nad morze, takie z Helem, fokami, smażonymi rybami i wesołą dyskoteką z balonami i chrupkami.
Całkiem fajnie to wyszło. Co prawda Babcia Krysia się dziwiła, że daliśmy się tak wyciągnąć. Bo niby to inne dzieci wolą siedzieć sobie spokojnie w domu. Ja wiem? U nas nie ma ani fok, ani takiej pysznej pizzy ani nie można się tak rozpędzić na sankach z góry. Uzgodniliśmy z Jakubem, że co roku będziemy sobie tak sprawdzać i zdecydujemy co najlepsze. I wcale się nie dziw babciu. Tylko się pakuj i zabieraj z nami, wtedy sama ocenisz. Jakoś Monika z Arturem dali się namówić na tą włoską pizzę i też im się podobało. A nad morze to wyciągnęliśmy jeszcze większą gromadkę. A teraz możemy sobie spokojnie odpoczywać.
Prezentujemy więc kilka ważniejszych faktów. Dzisiaj pierwsza część o sportach zimowych.
Wyścigi saneczkowe. Nasze sportowe sanki sprawdziły się doskonale w alpejskich warunkach. Sport ten nie jest łatwy, wymaga zaprawy, dobrej techniki i sprawdzonej ekipy. My mieliśmy wszystko co trzeba.
1. Tu nasi pomocnicy wprowadzają nas na tor i przygotowują płozy. Odpowiedni smar ma kolosalne znaczenie.
2. Tu osobiście sprawdzamy śnieg na trasie.
3. Tu uzgadniamy z sędzią warunki i organizację trasy oraz oznaczenia zawodników. Ja Fiko - szalik różowy. Jakuś - szalik błękitny. Reszta stroju czyli kombinezon identyczna, zgodna z normami.
4. Tu kamerze udało się uchwycić nas w akcji przy prędkości 78km/godzinę. Zauważyć można sportowe odchylone sylwetki. To wynik długich intensywnych treningów. Moje mocne strony to głównie wiraże, zakręty i przechyły. Jakubek jest bardziej wytrenowany na prostych odcinkach.
5. A tu po wyścigu - zasłużony posiłek regeneracyjny :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz